Występując w sądzie jako żywy człowiek, a nie fikcja prawna JAN KOWALSKI można sporo uzyskać, ale pełnego sukcesu nikt dotąd nie odniósł.

W dwóch wcześniejszych artykułach pt."Władza traktuje nas jak bezmyślnych niewolników" i "Poznaj swojego chochoła" przedstawiłem sprawę fikcji prawnej (chochoła) i tego, że Polska jak i urzędy i sądy są zarejestrowane jako korporacje i o prawie naturalnym. Kto nie czytał i nie wie o co chodzi odsyłam tam, gdyż ten artykuł będzie jakby praktyczną kontynuacją tego tematu.

Jak wspominałem w pierwszym z ww. artykułów w marcu Straż Miejska przyczepiła się do mnie, że złamałem zakaz parkowania. Sprawa jest błaha - uliczka osiedlowa, wieczór, nie zauważyłem znaku ustawionego tyłem do mojego kierunku jazdy (i z 50 m od skrętu) gdy skręcałem w tę uliczkę. Postanowiłem tę sprawę wykorzystać do praktycznego sprawdzenia mojej wiedzy co można uzyskać. Nie przyjąłem propozycji mandatu na 100 zł i napisałem Affidavit do Straży Miejskiej powołując się na prawo naturalne (szczegóły w artykule "Władza..."). Nie odpowiedzieli więc zgodnie z maksymą prawa rzymskiego Qui tacet consentire videtur (kto nie zaprzecza, przyznaje) przyznali mi rację.

Przez prawie 3 miesiące była cisza. I w końcu dostałem list z sądu rejonowego. Był to wyrok nakazowy na 280 zł. Sędzia go nie podpisał. Do wyroku był dołączony wniosek o ukaranie od straży miejskiej wystawiony na PAWEŁ IKSIŃSKI czyli na fikcję prawną, bo imion i nazwisk żyjących ludzi nie pisze się w całości wielkimi literami. We wniosku strażnik napisał też że nie ma pokrzywdzonego, a więc nie ma złamania prawa przez żyjącego człowieka. Postanowiłem powalczyć i doprowadzić do rozprawy. Napisałem pismo, że odrzucam wobec braku pokrzywdzonego ofertę handlową korporacji sąd rejonowy zwaną wyrokiem nakazowym. Dołączyłem do pisma wydruk z rejestru UPIK z nr DUNS jaki ma sąd. Dołączyłem też moje oświadczenie pod przysięgą skierowane do sędziego. Napisałem w nim, że PAWEŁ IKSIŃSKI to fikcja prawna, korporacja a ja jestem żyjącym mężczyzną i że obalam domniemanie bycia korporacją. Przytoczyłem zapisy art. 43(1), 43(2) i 43(4) oraz definicje słów osoba, sztuczna osoba i naturalna osoba z amerykańskiego słownika prawa Blacka (VII edycja). Następnie odniosłem się do sprawy, że strażnik na moje oświadczenie pod przysięgą nie odpowiedział i we wniosku o ukaranie napisał, że nie ma pokrzywdzonego, czyli przyznaje, że nie ma złamania prawa przeze mnie jako mężczyznę. Napisałem też że skoro III RP i ten sąd są zarejestrowane jako korporacje to legalność ich działania jest wątpliwa. Napisałem też, że jako żyjącego człowieka obowiązuje mnie przestrzeganie zasad prawa naturalnego i że żadna z nich (1. Nie krzywdź, 2. Nie wyrządzaj szkody, 3. Dotrzymuj zawartych świadomie i dobrowolnie umów) nie została złamana. Żażądałem, aby wykazał złamanie prawa i legalność działania sądu, bo jak nie to znaczy, że nie ma podstaw do tej sprawy. Na dole podpisałem się w formie Jan z rodu Kowalski na czerwono, a powyżej napisałem Wszystkie Prawa Zastrzeżone i Bez Uprzedzeń UCC 1-308. Skoro sąd jest korporacją to w takim razie Jednolity Kodeks Handlowy (UCC) tu obowiązuje. A sekcja 1-308 mówi, że spełniając żądania strony nie narusza się zastrzeżonych praw jeśli użyje się słów "Bez uprzedzeń" czy "w proteście". Pozwala też uniknąć odpowiedzialności za umowy domyślne, abuzywne czy bez pełnego ujawnienia.

Po niecałych 2 tygodniach dostałem list z sądu żeby się stawić na rozprawę. Była wczoraj o 12:00. Miałem około miesiąc czasu na przygotowanie. Pogrzebałem tu i tam, obejrzałem też rozprawę Krzysztofa syna Leszka (policja go zatrzymała za przekroczenie prędkości o ok. 20 km/h) i postanowiłem wykorzystać część tego co Krzysztof powiedział w sądzie. Zmieniłem trochę jednak taktykę. Stwierdziłem, że lepiej będzie występować od początku do końca jako żyjący mężczyzna odcinając się zupełnie od fikcji (bez)prawnej, a nie być żywym człowiekiem i prezesem i dyrektorem osoby prawnej. Krzysztof osiągnął sporo, bo dostał tylko naganę. Jak ktoś chce obejrzeć:



Sam początek rozprawy był już według mnie bardzo ważny. Jak mnie poprosili na salę (był na niej tylko sędzia i protokolantka) to sędzia zapytał czy Paweł Iksiński to ja. Stanąłem przed barierkami oddzielającymi miejsca dla publiczności od reszty sali gdzie siedzą obwiniony, oskarżyciel i sędzia. Odpowiedziałem, że Paweł Iksiński to jest moja korporacja, firma zgodnie z art. 43 kodeksu cywilnego, a ja mam na imię Paweł i pochodzę z rodu Iksińskich i jestem żyjącym mężczyzną. Powiedziałem też zaraz, że jako mężczyzna zastrzegam wszystkie swoje prawa jakie nabyłem w chwili urodzenia i których nigdy się dobrowolnie i świadomie nie zrzekłem. Wtedy sędzia odpowiedział że szanuje moje prawa, ale prosi mnie abym usiadł na miejscu dla obwinionego, bo będziemy bliżej i lepiej będziemy się słyszeć. Odpowiedziałem, że dobrze, ale zachowuję wszystkie prawa jakie zastrzegłem. Sędzia potwierdził. Przeszedłem więc przez barierkę i usiadłem na miejscu dla świadków. Dla niezorientowanych może wydawać się to dziwnym teatrem - chodzi o to, że sąd jest korporacją i przekraczając tę barierę gdy nie zastrzeżemy naszych praw, bo nie jesteśmy świadomi o co chodzi to domyślnie zrzekamy się ich zgadzając się na bycie korporacją. I wtedy poddajemy się władzy sędziego i może on nam nakazywać to czy tamto. Tak przynajmniej jest w teorii. W mojej praktyce wyszło, że chyba to prawda. Przez całą rozprawę sędzia był bardzo uprzejmy, informował mnie o różnych rzeczach, pytał czy się zgadzam itd. Odniosłem wrażenie, że jesteśmy na równych prawach. Nie czułem aby sędzia traktował mnie z wyższością. 

Sędzia poprosił mnie o dokument tożsamości. Ponieważ nie miałem innego pokazałem mu dowód osobisty, ale wyraźnie zazanaczyłem, że to jest dokument mojej fikcji prawnej i że to nie jestem ja. Sędzia powiedział, że tak czy inaczej musi w protokole to być odnotowane. Zapytał mnie o datę urodzenia, nazwisko rodowe matki i miejsce urodzenia. Podałem.

Wtedy sędzia powiedział o co chodzi w sprawie i że mogę składać wyjaśnienia albo mogę odmówić składania wyjaśnień. Powiedziałem, że będę składać wyjaśnienia i że najpierw odniosę się do prawa, a potem do samego parkowania. Wyjąłem z torby kartkę na której sobie napisałem co mówić. Powiedziałem, że nie ma w tej sprawie pokrzywdzonego, strażnik miejski nie odpowiedział na moje oświadczenie czyli przyznał mi rację, że złamania prawa przez człowieka nie ma. Następnie poruszyłem to, że strażnik w piśmie z propozycją mandatu napisał, że mandat musi być wystawiony na osobę fizyczną. Kto to jest osoba fizyczna? Człowiek? A gdzie to jest zapisane? Gdzie jest definicja osoby fizycznej? Ja szukałem w wielu różnych ustawach i nie znalazłem. To, że jest to człowiek opiera się więc tylko na domniemaniu. Za to kodeks cywilny w art. 43 podaje, że osoba fizyczna jest traktowana jako firma o nazwie imię i nazwisko. Nie wiadomo więc czy osoba fizyczna to człowiek czy firma. Skoro tak to zgodnie z maksymą prawa rzymskiego Ubi ius incertum ibi ius nullum - gdzie prawo niepewne tam nie ma prawa. Można też uznać, że skoro kodeks cywilny traktuje osobę fizyczną jako firmę to znaczy, że przepisy odnośnie parkowania dotyczą firm, a ja firmą nie jestem co jest oczywiste. 
Odniosłem się też do dokumentów. Wszędzie nasze imiona i nazwiska są pisane wielkimi literami. Tak się nie pisze imion i nazwisk żyjących ludzi. Tak się pisze nazwy firm i imiona i nazwiska zmarłych na grobach. To jest oszustwo. Jesteśmy traktowani jak ignoranci, idioci, bezmyślne przemioty bez wolnej woli. To jest deptanie naszej godności osobistej i łamanie art. 30 Konstytucji z 1997 r. który stanowi, że dobra osobiste człowieka podlegają ochronie prawnej i że ochrona dóbr osobistych jest obowiązkiem władz publicznych. W starych dowodach książeczkowych imiona i nazwiska były pisane normalnie i był podpis osoby działającej w imieniu organu wydającego i był ten dowód ważny bezterminowo. Pokazałem swój stary dowód, który zostawiłem sobie na pamiątkę. Nie miałem wtedy pojęcia, że się kiedykolwiek jeszcze do czegoś przyda. W nowych dowodach nie ma podpisu osoby działającej w imieniu organu wydającego więc pośrednio przyznają się do oszustwa. I kodeks cywilny (art. 12) mówi że zdolność do czynności prawnych mają ci co ukończyli 13 lat. Ten plastikowy dowód jako wydawany na 10 lat  i nigdy 13 lat nie osiągnie. 

Dalej skupiłem się na tym dlaczego odrzuciłem wyrok nakazowy. Podałem takie powody:
1) Wyrok nie został podpisany przez sędziego, a więc jest nieważny. Tak wynika z uchwały Sądu Najwyższego z 26.09.2000 r. sygn. III CZP 29/00 która mówi, że "Wyrok którego sentencji skład sądu nie podpisał, nie istnieje w znaczeniu prawnoprocesowym także wówczas gdy został ogłoszony".
2) Wniosek o ukaranie był na fikcję prawną pisaną wielkimi literami PAWEŁ IKSIŃSKI a ja taką fikcją nie jestem. Wyrok więc dotyczy tej fikcji, a nie mnie. 
3) W związku z powyższym wyrok łamie art. 4 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka z 1948 r. która zabrania niewolnictwa w jakiejkolwiek formie, a traktowanie nas jako korporacji i narzucanie nam jakichś paragrafów jeśli nie wiąże się to z krzywdą czy szkodą dla nikogo gdy ich nie przestrzegamy jest niewolnictwem. Tutaj jest to próba wyłudzenia pieniędzy.
4) Wyrok łamie też art. 11 ust. 2 zdanie drugie Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, który zabrania nakładania kar surowszych niż te jakie obowiązują w momencie popełnienia czynu zabronionego - propozycja mandatu była na 100 zł a wyrok nakazowy na 280 zł.
Powiedziałem tu też, że z prawa naturalnego wynika, że wszyscy urodziliśmy się wolni i że to potwierdza również art. 1 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. 

Potem zamierzałem jeszcze powiedzieć, że III RP i urzędy i sądy są zarejestrowane jako korporacje i że w 2017 r. premier Morawiecki w TV powiedział, że cyt. "Polska jest krajem posiadanym przez kogoś zza granicy" i że na to nigdy naród zgody nie wyraził a naród jest wg art. 4 konstytucji z 1997 r. suwerenem. Zatem wszystkie ustawy i inne przepisy przez nich uchwalane są tak naprawdę bezprawiem. Sędzia zaczął już wtedy o samym parkowaniu coś mówić, pytał o okoliczności zdarzenia to powiedziałem, że nie było znaku przy skręcie w tę osiedlową ślepą uliczkę od strony wjazdu po lewej stronie więc uznałem, że można tam stanąć. Było ok. 19-ej, mały ruch więc nawet jeśli przyjąć że przepisy odnośnie parkowania nas jako ludzi dotyczą to szkodliwość jest tutaj minimalna czy niemal zerowa, a sposób ustawienia znaku taki, że trzebaby się bawić w detektywa i go szukać po ulicy to według mnie próba wyłudzenia pieniędzy. 

Sędzia spytał czy chcę to co napisałem na kartce dołączyć jako zeznanie w sprawie. Powiedziałem że jeśli można to dołączę. Podpisałem się na dole na czerwono i dałem protokolantce wraz z wydrukowaną Powszechną Deklaracją Praw Człowieka i definicjami słów osoba, sztuczna, osoba, naturalna osoba i fikcja prawna ze słownika prawa Blacka (VII edycja). 

Wtedy sędzia powiedział, że istotnie sprawa jest błaha i podziela moją argumentację. Jak się wyraził faktycznie przepisy są abstrakcyjne, ale porządek musi być, nie można parkować byle gdzie no i dlatego proponuje jedynie pouczenie zwane naganą. Jeśli odmówię to będzie musiała być przeprowadzona pełna rozprawa z oskarżycielem publicznym, który na pewno jakiejś grzywny zażąda. Zastanowiłem się chwilę i stwierdziłem, że więcej raczej nie uda się uzyskać więc zgodziłem się. Sędzia poprosił mnie o wyjście z sali i że niedługo mnie poproszą i ogłosi wyrok.

Wyszedłem na korytarz i po ok. 10 minutach protokolantka mnie poprosiła na salę. Sędzia odczytał wyrok, że dostałem karę nagany i uzsadanienie. Powołanie się na Powszechną Deklarację Praw Człowieka musiało na sędzim zrobić wrażenie bo wspomniał o tym w uzasadnieniu. Nie muszę niczego płacić. I to w zasadzie tyle, ale chwilę jeszcze porozmawialiśmy poza procedurą można tak chyba powiedzieć.

Sędzia odniósł się do prawa naturalnego, że kiedyś dawno obowiązywało, ale potem zaczęto dodawać coraz więcej przepisów itd. Wspomniał o jakimś profesorze prawa co mówił o prawie naturalnym coś. Ja mu na to odpowiedziałem, że tak obowiązywało i że powinniśmy do niego wrócić, bo to jest najwyższe prawo i stoi ponad tym stanowionym. Wynika ono z dekalogu gdzie jest m. in.: nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie oskarżaj fałszywie. Sprowadza się to do 2 zasad: 1. Nie krzywdź, 2. Nie wyrządaj szkody. Trzecia zasada o dotrzymywaniu umów z dekalogu nie wynika, ale Biblia reguluje sprawy dotyczące handlu. Zasady handlu określone w Biblii są podstawą Jednolitego Kodeksu Handlowego i są stosowane od tysięcy lat. 
Powiedziałem też że ja uważam, że nie każda ustawa jest prawem, a tylko te które wynikają z zasad prawa naturalnego. Poza tym prawda jest suwerenem w komercji co też wynika z Biblii (jedna z maksym prawa handlu) i że prawo powinno się opierać na prawdzie. Tu podałem przykład maseczek - wydali jakieś tam rozporządzenie które każe je nosić, ale przerwy w materiale maseczki chirurgicznej mają z 10 mikrometrów a wirus 100 nm więc to jest tak jakby zainstalować kraty w oknie i zostawić okno otwarte i liczyć że komary przez kraty nie przejdą. Wiadomo że przejdą i tak samo wirus przejdzie przez maseczkę. I dlatego to jest bezprawie, a nie prawo. Opiera się bowiem na kłamstwie. Poza tym np. jak władza sobie uchwali np. ustawę, że od jutra można się poruszać po ulicy tylko skacząc na jednej nodze to też nie będzie prawo. Sędzia stwierdził, że to co mówię jest bardzo interesujace i się zgodził. 
Na koniec powiedziałem jeszcze, że powstał pomysł aby utworzyć sąd prawa oparty na prawie naturalnym i aby o winie orzekało 12 ławników. To znowu wynika z Biblii gdzie jest powiedziane, że lud wybierze spośród siebie 12 mężów uczciwych i sprawiedliwych którzy będą sądzić lud. Sędzia zaś określałby karę. I że jeśli sędzia chciałby wziąć w tym udział to zachęcam. Szczegóły na stronie suwerenni. org. Sędzia powiedział, że u nas niestety jest inny system prawny i że coś podobnego funkcjonuje w Wielkiej Brytanii gdzie mają Common Law. Odpowiedziałem, że owszem ale art. 4 konsytucji z 1997 r. mówi, że naród jest suwerenem. Jeśli więc naród zechce zmian to można to wprowadzić. Sędzia odpowiedział, że wtedy tak. 

Pożegnałem się i wyszedłem z sali rozpraw. 

Odniosłem wrażenie, że sędzia gdyby mógł to oddaliłby tę sprawę albo mnie uniewinnił. Jednak u nas w sądach nie stosują prawa, a ustawy. Jak więc się złamie jakiś paragraf to kara musi jakaś być. Takie mają "rozkazy". Oczywiście wprost tego nie powiedział (rozprawa był nagrywana). Cóż przynajmniej satysfakcja taka, że nie muszę nic płacić, a koszty poniesie POLAND REPUBLIC OF.